Do triumfu zła trzeba tylko aby dobrzy i mądrzy ludzie pozostali bierni …




... przemoc karmi się milczeniem i czasem zabija !






"Śmierdzisz, twoja mama mieszka pod mostem". 
Przemoc w szkole, to nie tylko siniaki


Aleksandra Szyłło

05.11.2012 ,


Na przerwie koledzy podchodzą do Franka i zatykają nos, sugerując, że śmierdzi, na WF-ie nikt nie podaje mu piłki, a na Facebooku go obgadują. To też jest przemoc. Z Joanną Węgrzynowską, psychologiem i trenerką ze stowarzyszenia Bliżej Dziecka, rozmawia Aleksandra Szyłło


Według danych stowarzyszenia Bliżej Dziecka 3 proc. dzieci w polskich podstawówkach i gimnazjach doświadcza przemocy ze strony rówieśników bardzo często, a 8-9 proc. - często. Co się tym dzieciom dzieje?

Zdarzają się np. pobicia, choć przemoc fizyczna to stosunkowo niewielki ułamek problemu. Wielu dorosłym, zarówno nauczycielom, jak i rodzicom, wciąż się wydaje, że skoro dziecko nie ma podbitego oka czy rozbitej głowy, to jaka to przemoc? Może dziecko, narzekając, ''wyolbrzymia'', a sprawa sama jakoś się ułoży? Otóż często najbardziej dotkliwym i wyniszczającym rodzajem przemocy ze strony rówieśników jest przemoc psychiczna.

Jaką formę przybiera przemoc psychiczna?

Zwykle jest to wyśmiewanie, obrażanie, izolowanie, plotkowanie, intrygowanie. Przemoc ma często charakter grupowy. Sprawca lider narzuca swoje pomysły podporządkowanym dzieciom (pomocnikom), np. że od tej chwili do Franka nikt się nie odzywa, nikt nie siada z nim w ławce. Kiedy Franek odpowiada na lekcji przy tablicy, dzieci wybuchają śmiechem lub pokazują obraźliwe gesty. Jeśli Franek nie dosłyszy, co pani dyktuje, i próbuje spytać kolegów, odwracają się od niego. W czasie lekcji krążą po klasie prześmiewcze rysunki o Franku, rzuca się w niego kulkami papieru, resztkami kanapki albo po cichu zadaje pytania typu: ''To prawda, że twoja mama mieszka pod mostem?''.

Ale lekcje i tak są najłatwiejsze do zniesienia. Najgorsze są przerwy oraz moment wejścia do szkoły i wyjścia z niej. Inwencja dzieci, które zmawiają się przeciwko koledze z klasy, jest nieograniczona. A rzadko które dziecko jest na tyle silne, by nawet jeśli nie ma ochoty uczestniczyć w zmowie klasowej i lubi Franka, odważyło się głośno zaprotestować.

Najczęściej reszta klasy milcząco przyzwala na agresję. Podczas przerwy uczniowie np. podchodzą do Franka i zatykają nos, sugerując, że śmierdzi jak zdechła ryba, rzucają jego zeszytem jak piłką, obrzydzają mu jedzenie w stołówce. W szatni przewieszają jego rzeczy daleko od reszty, a na WF-ie nikt mu nie podaje piłki, nikt nie jest z nim w parze.

W gimnazjum do takich zachowań dochodzi jeszcze przemoc dotycząca sfery seksualnej oraz w większym natężeniu cyberprzemoc. Miałam na treningach dzieci, do których na przerwie podchodził od tyłu kolega z klasy i udawał ruchy kopulacyjne, co wywoływało rozbawienie bądź zażenowanie innych uczniów. Powszechne są wyzwiska, wulgarne komentowanie dojrzewającego ciała chłopca czy dziewczyny.

Wobec cyberprzemocy dorośli są szczególnie bezradni, bo rodzice, nauczyciele, dyrektor często nie do końca nawet wiedzą, co to jest ''ten cały Facebook''. Nie wiedzą, więc bagatelizują. Co z tego, że ktoś gdzieś tam w komputerze coś napisał czy wrzucił jakieś zdjęcie? To wyłącz komputer. Tymczasem portale społecznościowe to miejsce, gdzie odbywa się znacząca część życia towarzyskiego gimnazjalisty: tam często komentuje się lekcje, umawia na urodziny, wagary, odpisanie zadania domowego, grę w piłkę. Tam jest się na bieżąco ze wszystkim: co kto o kim myśli, jak wyglądał ten, a jak tamten. A potem na przerwach cały czas rozmawia się o wpisach na fejsie.

Czy możemy spróbować nakreślić portret ofiary?

Staram się unikać słowa ''ofiara'', bo ono silnie stygmatyzuje. Wolę mówić, że dziecko doświadcza przemocy. Chcę podkreślić, że w znacznej mierze to przypadek decyduje, które dziecko wejdzie w rolę tzw. klasowego kozła ofiarnego.

Są oczywiście cechy, które powodują, że dziecko łatwiej staje się obiektem agresji. To zazwyczaj dzieci wrażliwe, lękowe, z niedużym poczuciem własnej wartości, wycofane, mające pewne trudności w budowaniu relacji z rówieśnikami. Takie, które nie potrafią np. wypalić koledze ekspresowej riposty na idiotyczną zaczepkę.

U pani na warsztatach uczą się takich ripost?

Tak, uczą się asertywnych sposobów reagowania na agresję, wymyślają własne twórcze metody obrony. Wychodzimy z założenia, że dziecko najpierw powinno próbować obronić się samo, a dopiero jeśli te próby nie przyniosą rezultatu, trzeba szukać pomocy u dorosłych. Uczymy dzieci, że jeśli doświadczają przemocy, poproszenie o pomoc rodzica, nauczyciela czy dyrektora szkoły, to nie jest ani ''donoszenie'', ani wstyd. Wstydzić się ma sprawca.

Co dziecko może zrobić samo, jeśli klasa się na nie uwzięła?

Ważna jest już postawa ciała, sposób, w jaki wchodzi do szkoły: by miało proste plecy, pewnie stało na nogach i mówiło pewnym głosem, patrząc ludziom w oczy. Już samo wyrobienie takich nawyków, jeśli dziecko przyjmie je jako swoje i nauczy się je wykonywać naturalnie, bardzo często pomaga.

Kolejna rzecz to ćwiczenie odpowiedzi na zaczepki - na sucho, w przyjaznych warunkach na warsztatach czy potem w domu. Dziecko, jeśli czuje się bezpiecznie, potrafi samo wymyślić wiele zaskakujących, humorystycznych odpowiedzi. Wypróbowujemy różne warianty odpowiedzi na chamstwo. Dziecko może powiedzieć po prostu: ''Nie mów tak do mnie''. Może jakby nigdy nic zmienić temat: na uwagę o okularach powiedzieć np.: ''Za oknem pada śnieg'' albo ''Ciekawe, czy czytałeś W pustyni i w puszczy''.

Jednym z najlepszych sposobów jest obrócenie sytuacji w żart, a udaje się to tym łatwiej, im dziecko jest bardziej rozluźnione i pewniejsze. Dlatego tak ważne jest oswajanie trudnych sytuacji poprzez ćwiczenie ich w domu.

Natomiast jeśli zła sytuacja się przedłuża, a dziecko samo nie daje sobie rady, trzeba szukać pomocy u dorosłych. Jeśli jeden nauczyciel nie zrozumie, pójść do drugiego. Mówić otwarcie o uczuciach i zaistniałych sytuacjach. Rodzice poszkodowanego dziecka powinni zmobilizować szkołę do działania i współpracować z nią.

Rozwiązaniem ostatecznym, które polecam, tylko jeśli wszystko inne zawiodło, jest zmiana szkoły. Wtedy całą rodzicielską uwagę trzeba skupić na tym, by dziecko wiedziało, że nie odchodzi ze szkoły, bo jest słabe, niewartościowe i poniosło porażkę. Porażkę poniósł system, pedagodzy, rodzice agresywnie zachowujących się dzieci. Ono nie. Ono ma prawo uczyć się w szkole, w której szanowana będzie jego godność.


Dzieci po warsztatach wyzwalają się z roli kozła ofiarnego?

Z naszych obserwacji wynika, że 40 proc. się to udaje. Bardzo dużo zależy od wsparcia, jakie dziecko dostaje od bliskich - rodziców, starszego rodzeństwa. Jeśli czuje, że ktoś wierzy w jego urok, inteligencję, dowcip, urodę, jest mu znacznie łatwiej.

Czy możemy sporządzić portret rodzica kozła ofiarnego? Może sami są ''ofiarami losu''? Albo są wiecznie zapracowani i nie mają czasu dla dzieci?

O nie, to bardzo różni ludzie. Przychodzą menedżerowie, aktorzy, osoby odnoszące sukces. Uważam, że nie należy obwiniać ani rodzica, ani dziecka. Chyba że uznamy, iż winą jest bycie wrażliwym i spokojnym, bo każdy musi być przebojowym osobnikiem alfa.

Pracowałam zarówno z dziećmi agresorami, jak i z dziećmi doświadczającymi agresji - i jeśli chodzi o rodziców, to mogę powiedzieć, że widzę różnicę między tymi dwiema grupami. Rodzice dzieci agresywnych częściej sami wykazują się agresją, widać, że dziecko nauczyło się takiej postawy przez przykład. Rodzice tych agresywnych dzieci rzadziej chcą uczestniczyć w szkoleniach - nie przychodzą albo mówią, że nie widzą problemu. Niestety, bywa też tak, że są dumni z agresywnych zachowań dziecka, uważając, że ''przynajmniej da sobie radę w życiu'' albo że ''w życiu trzeba walczyć''.

Rodzice kozłów ofiarnych są bardziej nastawieni na współpracę, empatyczni, bardzo chcą zdobywać nowe umiejętności.

Na zajęciach z psychologii uczyłam się kiedyś, że w typowej klasie są zwyczajowe role do odegrania: lider, pupilek lidera, outsider, klaun, no i kozioł ofiarny. Może po prostu taki kozioł w klasie musi być?

To mit. Jest wiele klas, gdzie nie ma takich podziałów. Bardzo wiele zależy od wychowawcy - to on jest modelem, ustala reguły gry. Jeśli jedna jedyna w tygodniu godzina wychowawcza regularnie zamieniana jest na lekcję matematyki (''bo to się bardziej przyda''), to jest źle.

Dzieci powinny mieć stworzoną przestrzeń i czas do rozmawiania o relacjach, powinny dyskutować z wychowawcą o przemocy i sposobach radzenia sobie z jej przejawami. Nauczyciel może bardzo wiele - powinien tak sterować klasą, żeby pomagać dzieciom budować relacje na wielu frontach. Ważna jest częsta praca w grupach i żeby te grupy zmieniały się, tasowały.

W Polsce, niestety, kandydaci na nauczycieli nie uczą się takich umiejętności na studiach, potem w pracy często pozostają bezradni. Mają kłopot z przeciwdziałaniem problemowi, diagnozowaniem go i leczeniem.

A jakie znaczenie ma to, czy klasa liczy 10, czy 30 osób?

Nie jest to aż tak istotne, jak mogłoby się wydawać. Najważniejsi są pedagodzy. Dzieci doświadczają przemocy w szkołach prywatnych, społecznych, publicznych, sportowych, muzycznych, katolickich - bez wyjątku. W niektórych rzeczywiście jest gorzej, np. często przemoc pojawia się w klasach sportowych. Z mojego doświadczenia wynika, że rodzice często wysyłają tam pewien typ dzieci - niesfornych, tryskających energią (czasem wręcz nadpobudliwych) i agresywnych - z nadzieją, że tam się wyżyją, że w sporcie znajdą ujście dla swojej energii, dzięki czemu będą spokojniejsze.

I to nie jest złe założenie, tylko jak to wygląda naprawdę? W klasie spotyka się 30 nadpobudliwych dzieci i się kotłuje. Szkoła goni z programem, bo ma kompleks, że ''poza sportem te dzieci nic nie robią''. Niestety, trenerzy często nie współpracują ze szkołą, by wychowywać, budować ciepłe relacje. Bywa, że na treningach dzieci dostają jeden przekaz: kto silniejszy, ten lepszy, sportowiec musi walczyć. Dzieci uczą się, że świat to taka wolnoamerykanka, przeżywa najsilniejszy. Tam nie ma miejsca na pochylenie się nad słabszym. Nie ma miejsca na dostrzeżenie, że kolega może nie biega najszybciej, ale za to ma coś innego ciekawego do zaproponowania - może np. pasjonuje się Aztekami i świetnie o nich opowiada?

Na nasze treningi trafiają także dzieci ze szkół katolickich oraz muzycznych. Tam często nauczyciele zakładają, że ''u nas takie rzeczy się nie dzieją'', bo ''my z natury rzeczy jesteśmy inni''. Niestety, dzieją się.

Szkoła im bardziej demokratyczna, tym bezpieczniejsza. Co nie znaczy, że nauczyciel nie ma mieć autorytetu. Ma mieć. Chodzi o to, by dzieci z nauczycielami dyskutowały, by były zachęcane do wypowiadania własnych myśli i uczuć. By czuły, że szkoła należy do nich, nie do świata dorosłych, w którym one są obce, z natury rzeczy słabe i niesłuchane. Szkoła to powinien być ich świat, żeby nie musiały budować sobie alternatywnego, opozycyjnego.

Dziecko często wstydzi się, że nie radzi sobie z kolegami. I ukrywa to przed dorosłymi. Po czym mam poznać, że moje dziecko może być ofiarą rówieśniczej przemocy?

Nie chce jechać na szkolną wycieczkę, nie chodzi na żadne pozaszkolne spotkania z dziećmi z klasy, np. na urodziny. Nikt do niego nie dzwoni. Gdy jest chore, nie ma od kogo odpisać lekcji z zeszytu. Wycofuje się, coraz więcej czasu spędza np. przed komputerem. Nie lubi chodzić do szkoły. Młodsze dzieci mówią czasem: ''Nienawidzę szkoły'', ''głupia szkoła'' - takich sygnałów nie wolno lekceważyć.

W najtrudniejszych przypadkach dzieci czasem chorują fizycznie i jak najbardziej prawdziwie - rano wymiotują, mają gorączkę, bóle brzucha, zaburzenia oddychania.

Dziecko mówi całą swoją postawą, warto się w nią wsłuchać.

W dyskusjach na temat przemocy w szkole często pada argument, że nie ma sensu trzymać dziecka pod kloszem, stwarzać mu cieplarnianych warunków, bo jak wyjdzie z takiej za dobrej szkoły, to dopiero zobaczy, jak jest naprawdę.

To jest pytanie, do jakiego świata chcemy przygotować nasze dzieci, jaki świat one mają tworzyć w przyszłości. Bo przecież to, ''jak jest'', będzie zależało od nich, gdy dorosną.

Ja nie postuluję trzymania dziecka pod kloszem, to byłoby absurdalne i szkodliwe. Przeciwnie, w pracy z uczniami mocno stawiam na samodzielność. Natomiast zadaniem dorosłych jest określenie reguł i postawienie granic. Umawiamy się, że u nas podstawowe prawa każdej osoby są szanowane. Jeśli jedna osoba zostaje napadnięta przez 20 innych, nie pozostawiamy jej samej.

Dziecko ma wynieść ze szkoły taką naukę, że szanujemy nawet tych, których nie lubimy. A poza tym - że osoba z pozoru zamknięta, wycofana może okazać się wspaniałym przyjacielem i ciekawym człowiekiem, jeśli okażemy jej zainteresowanie. 


Komentarze 


· ami_lii 
rok temu
Oceniono 101 razy 95  

Byłam dręczona przez całe gimnazjum : ponoć to była moja wina że klasowa liderka byłej klasy A zamiast trafić do nowej klasy C (składającej się w 80% z byłej klasy A), trafiła do innej klasy. Chowanie ciuchów, "przypadkowe" trafianie w we mnie piłką, podstawianie nogi, wpadanie na mnie na WF, wypisywanie obraźliwych haseł w zeszytach, sugestie że jak nie pożyczę notatek to mogę przypadkiem spaść ze schodów, "a twoja mama jest narkomanką", "twój ojciec miał wypadek po pijaku" (podczas remontu firmy samochodowej ojca poraził prąd, ma 15% sprawności w lewej ręce) to była norma. Celowo się spóźniałam na zajęcia i celowo się zwalniałam z zajęć byle nikogo nie spotkać koło szkoły.

Nauczyciele : Oj bo młodzież tylko tak się droczy. Oj bo jak się dziewczynka chłopakowi spodoba to ją tak zaczepia. 

Rodzice : Ty ich musisz czymś prowokować, coś na pewno robisz nie tak. Bądź dla nich milsza. Ubierz się jakoś ładniej. Może zaproś ich na colę? 

W III klasie znalazłam swój sposób na obronę : książka w twardej oprawce + głowa prześladowcy. 4 razy dostali po łbie i nagle wszyscy dali mi spokój. Zero wyśmiewania, zero zabierania ciuchów, zero wyzwisk. No, czasami jeszcze ktoś próbował, ale wtedy wystarczało że pokazałam że mam przy sobie jakąś ładną książeczkę i nagle buzia sama im się zamykała. Najwyżej czasami ktoś usiłował się poskarżyć nauczycielowi 

Nauczyciele : No i po co ją zaczepiałeś? Masz za swoje!
Pokaż odpowiedzi (5)

· marthar 
rok temu
Oceniono 63 razy 61  

W UK to sie nazywa bullying i jest to traktowane jako powazny problem, w szkolach, czy miejscach pracy. W Polsce chyba dopiero zaczynamy zdawac sobie sprawe, z wagi problemu. Mialam podobne doswiadczenie w gimnazjum, bylam wysmiewana i ponizana przez kolegow z klasy, wychowawczyni zorganizowala zajecia z asertywnosci dla calej klasy, niewiele pomoglo. Pozniej poznalam wiele osob, ktore mialo ten sam problem w szkole itp, i jak wszystie inne traumatyczne doswiadczenia, rzucilo to cien na inne aspekty w zyciu, po 10 latach ucze sie jak sobie radzic z tym wszystkim. Byloby fajnie, gdyby problem byl bardziej naglosniony w Polsce i zeby nauczycile zazeli zdawac sobie z tego sprawe, powinno to byc czescia przygotowania do zawodu nauczyciela.

· mikael0 
rok temu
Oceniono 153 razy 47  

Ja zniszczyłem kilka osób które mi dokuczały. 
Pracowałem w Urzędzie Skarbowym, wyszukałem osoby które mi dokuczały, i sprawiłem że ich firmy poszły z torbami, a zaś na tych co firm nie mieli też się znalazło np. drobna pomyłeczka przy zeznaniu. Miło było :-)))) i te ździwienie, "Michał no co ty, nie pamiętasz mnie?"
Przyszła kryska na matyska.
Pokaż odpowiedzi (10)

· egghead1986 
rok temu
Oceniono 33 razy 33  

Udawanie, że się nie słyszy, obracanie w żart lub mówienie, że ktoś sobie nie życzy - nie działa ! mówię to jako doświadczony frontowiec., który skuł pyski 20 pajacom i żałuje, że nie większej liczbie... Mam powiedzieć, że sobie nie życzę? wolne żarty, tym bardziej będą atakować. Niestety, w tym wypadku tylko Pawłow - im mocniej dostanie taki gnój przy pierwszym ataku, tym większa szansa, że da sobie spokój i uzna nas za osobnika dominującego. W najgorszym wypadku zmiana szkoły pozostaje. Niektóre dzieci są obrzydliwymi, małymi sadystami, z których byłby świetny materiał na hitlerowskich oprawców. A ich rodzice zawsze wybronią i zwalą winę na ofiarę, bo tak najwygodniej, bo moje dziecko by nic takiego nie zrobiło. Już ja widziałem, co robił za plecami i po godzinach jeden z naszych klasowych lizusów-kujonów, kłaniający się nauczycielom w pas...

· selvermane 
9 miesięcy temu
Oceniono 28 razy 28  

"Dziecko może powiedzieć po prostu: ''Nie mów tak do mnie''. Może jakby nigdy nic zmienić temat: na uwagę o okularach powiedzieć np.: ''Za oknem pada śnieg'' albo ''Ciekawe, czy czytałeś W pustyni i w puszczy''."

No nic tylko zapłakać z żałości. Pani chyba nie wie, jakie są reakcje porządnych nakręconych szkolnych bandytów na takie teksty. Ja wiem. Zmieniłam szkołę, kiedy zawiodło wszystko, od dyrektorki począwszy, a na wychowawcy skończywszy (kazał człowiekowi, który mnie pobił, przeprosić mnie przed cała klasą - oczywiście tego samego dnia po lekcjach oberwałam bardziej).

· chartavonburra 
rok temu
Oceniono 27 razy 25  

Mnie gnoili w podstawowce a to bylo w pierwszej polowie lat 90'....przemoc istnieje od zawsze, a moze inaczej powiedziane od zawsze istnieja chamscy, prostaccy rodzice wychowujacy swoje prostackie, agresywne dzieci.

Mnie gnoili za staromodne imie, za 'kujonstwo', za slaba kondycje fizyczna. mialam 8-10-12 lat. To sie odbija na psychice, szczegolnie wrazliwej. Do dzisiaj mam dramatyzcnie niskie poczucie wartosci i walcze z niesmialoscia, strachem przed ludzmi, wewnetrznym zagubieniem...mysle ze wyzywanie i izolowanie w podstawowce mialo duzy na to wplyw. Potem w liceum sobie odbilam przez wpadniecie w 'zle ' towarzystwo dzieki czemu moglam byc w 'smietance' klasowej..tez negatywny skutek podstawowki... szkoda gadac...do tej pory jak spotykam co poniektore osoby z czasow gdy mialam te 11 lat to potrafia mi powiedziec cos przykrego, najgorsze ze ja nie potrafie nic zripostowac i milkne wsciekla i rozgoryczona, chociaz moglabym powiedziec: i co? ja skonczylam studia, dostalam swietna prace, mieszkam w pieknym miescie, a ty? roztylas sie, masz juz 3 dzieci, meza nieroba i mieszkasz u mamy...ale nie przechodzi mi to przez gardlo...poszlabym na kurs asertywnosci gdybym wiedziala gdzie. Pali sie we mnie chec zemsty ktora nigdy nie nastapi.

· mada.easy 
rok temu
Oceniono 29 razy 15  

Jeśli jedna jedyna w tygodniu godzina wychowawcza regularnie zamieniana jest na lekcję matematyki (''bo to się bardziej przyda''), to jest źle.

A co nie?! To, że dzieci tracą czas na religii nikomu ie przeszkadza?

· metal_fish 
rok temu
Oceniono 16 razy 10  

Tak jak klasa 'wybiera' przywódcę, tak samo wybiera kozła ofiarnego. I jak tak nad tym pomyślę to nie ma tu żadnych reguł. Patrzę tak choćby z perspektywy moich lat szkolnych. Byłam przywódczynią klasy, choć miałam wiele cech, które sprzyjałyby uczynieniu ze mnie kozła ofiarnego. Byłam z raczej biedniejszej rodziny, byłam kujonem, byłam nieślubnym dzieckiem (a uwierzcie, w małej miejscowości, jak moja, to bardzo stygmatyzujący fakt), nie byłam agresywna, wulgarna, nie starałam się nie wiadomo jak być przebojową, z wyglądu też nic szczególnego. Pozostali uczniowie łatwo znaleźli by powód do wyśmiewania: brak markowych ciuchów, brak ojca, dobre oceny. Ale tak się nie stało, a było wręcz odwrotnie, sama nie wiem skąd takie rzeczy się biorą.

· annamaria512 
rok temu
Oceniono 8 razy 8  

No tak niestety w naszym otoczeniu znajdziemy sporo osób, które były prześladowana. Ja sama miałam po prostu pecha, ponieważ w podstawówce jedna z moich koleżanek w pewnym sensie dokuczała nowemu koledze w szkole... nie było to piętnowanie po prostu przycinała jego zapędy bycia zbyt popularny, wiecie jak to jest kiedy ktoś na siłę chce być zabawny, popularny i by wszyscy go lubili. Działał jej na nerwy i nie bała się mówić o tym głośno. Niestety w liceum wylądowaliśmy w 1 klasie i on jako odwet od pierwszych dni zaczął się znęcać nade mną, potem poleciał schemat, połowa klasy dobrze się bawiła, wszyscy milczeli... szkoda gadać byłam radosnym, bardzo otwartym i serdecznym dzieckiem, które znalazło się w potrzasku i zbudowało mur obronny wokół siebie. Wychowano mnie w pokojowej atmosferze, w radosnym otoczeniu i przekonaniu, że we wszystkich jest dobro, dlatego nie byłam przygotowana na taki ładunek. Żałuje, że rodzice trzymali mnie trochę pod kluczem, zamiast uświadamiać z czym mogę musieć się zmierzyć. Dwa lata później nie wytrzymałam i wybuchłam... nareszcie postawiłam się liderowi - potem żałowałam że nie zrobiłam tego wcześniej. Nagle klasa dostrzegła mnie i moje zalety stwierdzając, że jestem całkiem fajną dziewczyną a oprawca rok później stwierdził, że zawsze mu się podobałam... ależ to głupie - kto uczy chłopców by tak to okazywać.... skąd biorą się te naleciałości i czemu dalej wpaja się dzieciom takie głupoty. Jedynym minusem był fakt powstania muru, ale z czasem dostrzegałam też jego zalety dopierając blisko mnie osoby, która naprawdę na to zasługują, którym mogę zaufać i z którymi dobrze się rozumiemy. W pewnym sensie dojrzałam ukształtowana przez cierpienie. W dalszym ciągu mam w sobie sporo ciepłych emocji, miłości, otwartości i... tej wiary w ludzką naturę, ale tą stronę mnie widzą tylko nieliczni, bliscy przy których mogę czuć się bezpiecznie i pozwalam sobie na bycie sobą w 100% z moimi zaletami i wadami, słabymi czy mocnymi stronami. Nie ważne czy jestem bardziej czy mniej pewny siebie, pełen energii do spożytkowania czy spokojny należy wpajać dzieciom istotne moralne wartości, akceptować je z ich wadami i zaletami, uczyć jak nad sobą pracować, szanować i uczyć tego szacunku do drugiego człowieka - musimy być odpowiedzialnymi rodzicami i pedagogami, by wesprzeć dzieci w ich wędrówce w dorosłe życie i pomóc ukształtować kręgosłup. Pozdrawiam Anna Maria www.kobietawsieci.wordpress.com ;-)

· poluzjantka 
3 miesiące temu

W szkole mojego syna była taka sytuacja. Podstawówka, 1 klasa, wychowawczyni nie widziała problemu dopóki nie poszłam z tym do dyrektora. Później chciała na siłę zaprzyjaźnić agresora z moim synem, przez zaproszenie go do naszego domu, aby nauczyli się ze sobą bawić.

Mój syn idzie właśnie do 3 klasy podstawówki - zmieniłam mu szkołę. To była ostateczność, ale po zachowaniu syna widzę, że jedyna dobra droga.

Pomimo interwencji u dyrektora, nie było kontaktu z pedagogiem ani psychologiem szkolnym. To tylko kolejne dziecko z tej szkoły przenoszone do innej. Między rodzicami usłyszałam, że nie jestem pierwszą matką, która zabiera dziecko z tej szkoły z tego samego powodu. Teraz się nie dziwię, że tam są zaledwie 3 równorzędne klasy, a w "naszej" nowej aż 5.


· kapitansiuwax 
rok temu
Oceniono 77 razy -45  

Napewno na taki rodzaj sytuacji mają wpływ pierwsze dni w klasie; Jak ktoś na siłę szuka przyjaciół, chce być na siłę koleżeński, jest za dużym aktywistą na lekcjach na samym początku, albo nie ma dostosowanego języka do reszty otoczenia, jest przesadnie wstydliwy albo nie daj Boże płaczliwy - jednym słowem brakuje mu intelligencji emocjonalnej żeby dostosować do chamskich (w pewnym sensie zdystansowanych do rzeczywistości ) żartów które wszyscy do siebie nawzajem rzucają - zostanie 'zjedzony' to oczywiście jedna strona medalu bo drugą jest sytuacja materialna- tutaj dziewczyny mają gorzej.


· minkat 
rok temu
Oceniono 88 razy 78  

Gdy moj brat byl kilkuletnim dzieckiem jeden chlopiec z podworka probowal zrobic z nim cos takiego namawiajac inne dzieci, zeby sie z nim nie bawily. 

Brat wrocil do domu, rozplakal sie i opowiedzial wszystko mamie, a ta poslala go na podworko z torba pelna cukierkow, ktore dostaly wszystkie dzieci oprocz podburzacza.

Wiecej problemow nie bylo. Dzieci zle znosza wykluczenie, wiec ten chlopiec nigdy wiecej nie probowal takich rzeczy robic mimo, ze moj brat jest z racji noszenia okularow byl do roli ofiary predystynowany.
Pokaż odpowiedzi (4)

· pseudo12345 
rok temu
Oceniono 46 razy 30  

Co to za nauczyciel, który nie reaguje tylko radzi zabranie dziecka ze szkoły? Nauczyciel powinien być przede wszystkim pedagogiem, bo to nie sztuka umieć na pamięć kilka książek i uczyć tego do znudzenia. Ale w Polsce nie musi. Moje dziecko uczęszczało w USA 1 rok do szkoły - VI klasa. Bardzo się denerwował, że jeden z uczniów woła za nim fuc..n Polish. Nie chciał, żebym zgłosiła nauczycielce. Jednak w końcu zadzwoniłam, prosząc o dyskrecję. Syn wrócił szczęśliwy ze szkoły, bo kolega nagle się zmienił. Tak pozostało do końca roku. Niejednokrotnie odwiedzali się wzajemnie.

· magdolot 
rok temu
Oceniono 33 razy 25  

słowo klucz, to "kozioł ofiarny"

Co robić? Działać.
Mojemu dziecku się to przytrafiło w szkole społecznej, to była druga afera z bliźniakami. Pierwsze przesadziły w roli królewicza i królewny i odbyło się wmanipulowanie dziewczynki w ogólny ostracyzm. Pani stanęła za dziewczynką, nie pomogło, więc psycholog szkolny prowadził lekcje, żeby ocenić sytuację w grupie, a potem zwołano zebranie rodziców... Rodzice bliźniaków się obrazili śmiertelnie i zabrali je ze szkoły.

W związku z tym, jak z moim dzieckiem dziewczynki przestały rozmawiać publicznie, a cichaczem mówiły że dalej ją lubią, ale się boją ją lubić przy pewnej dziewczynce, która w porywie popularności postanowiła uzyskać i WŁADZĘ... zostałam sama z problemem, bo szkoła się też bała w trosce o czesne. Przekonałam rodziców mówiąc o tym, co my czujemy w tej sytuacji i nie oskarżając. Pomogli przerwać ostracyzm, a potem już pokierowałam dzieckiem tak, aby tamta dziewczynka dała sobie siana z rządem dusz. W jakimś momencie opowiedziałam córce jak działa ten mechanizm, a ona innym dzieciom i przez jakiś czas te dzieci wszędzie widziały nowe kozły ofiarne i natychmiast publicznie wspierały ostentacyjnie potencjalną ofiarę.
Opisuję ostre przypadki. To jest samonakręcający się mechanizm. Królewna, zaszczuwający ofiarę dwór, który królewny się boi i z czasem boi się coraz bardziej, bo wyłamanie się może oznaczać zostanie nowym kozłem i da capo. Trza ich powywalać z ról.

Jak z moją znajomą małą Amerykanką przestały nagle rozmawiać dzieci w klasie, to natychmiast poszła do dyrektora, powiedziała że tego nie rozumie i to boli. Dyrektor wezwał dzieciaki kolejno na rozmowę i w kilka godzin było po sprawie. TAK powinno być.. 

Są jeszcze tzw. klasowe ofermy, dyżurni nieudacznicy. Im trzeba podfutrować poczucie własnej wartości. Tyle z pewnością wychowawca może zrobić - pochwalić przy innych dzieciach. W klasie młodej męskie ofermy to byli chłopcy źle grający w piłkę i proponowałam lekcje wychowawcze o pasjach innych chłopców - jeden ofiara umiał robić pyszne sushi, drugi był komputerowcem - bardzo fajne chłopaki. Trza było to innym dzieciom dać zauważyć...

Powodzenia!
Pokaż odpowiedzi (2)

· an.noyed 
rok temu
Oceniono 37 razy 23  

W Polsce szkoła nie wychowuje młodych ludzi, nie wynoszą oni ze szkoły zasad, jakie powinny cechować człowieka, jako jednostki żyjącej w społeczeństwie, a więc nie uczy zasad tolerancji, koleżeństwa, współpracy itd, tych wszystkich cech, które są potrzebne, żeby dobrze funkcjonować w społeczeństwie i żeby społeczeństwo stanowiło dobrze funkcjonujący mechanizm. Dlatego Polacy czują się we własnym gronie źle, bo co chwila natykają się na zachowania wrogie, agresywne, niegrzeczne, egoistyczne. Ludzie mają świadomośc wypełnioną treściami wrogimi w stosunku do sąsiadów, współpasażerów, i wszystkich drugich winnych im nie wiadomo czego, bo szkoła gromadząc grupy młodzieży nie wychowuje tej młodzieży do bycia w tej grupie. Zachowania wrogie w stosunku do drugich, a w szczególności obśmiewanie, grożenie, już nie mówiąc o przemocy fizycznej powinny być napiętnowane i karane. Ale Polska szkoła ma za zadanie tylko jedno, goniąc w piętkę wykonać narzucony jej program nauki, reszta nie ma znaczenia, a raczej jest przedmiotem nie szkolnego wychowania tylko nauczycielskiego narzekania. Uczniowie mogą wchodzić nauczycielom na głowę, ale to nie jest ważne dla szkoły, najważniejsze jest przepchnąć ucznia i rozliczyć się ze średniej ocen. My nadal w swojej szkolnej mentalności tkwimy w tępym, scentralizowanym komunizmie. Za grosz refleksji i za grosz inicjatywy, żeby pokazać tym młodym ludziom właściwą drogę, uczyć ich nie na XIX w. literaturze, ale na przykładach z życia, otoczenia, korygować ich błędy. No ale przecież skądś się to bierze, przecież sami tak zostaliśmy wychowani, jedni nauczyli się zastraszać, drudzy chować głowę w piasek i dlatego jesteśmy takim beznadziejnym społeczeństwem. Przepraszam za tą smutną refleksję i pozdrawiam z Anglii.

· jagger2009 
rok temu
Oceniono 22 razy 20  

zastraszanie i przesladowanie stalo sie epidemia w szkolach niezaleznie od wieku i dosc czeso prowadzi do samobojstw tych ktorzy sa przesladowani nie tylko w Polsce zreszta do samobojstw prowadza przesladowania w interneci i tu potrzeba wiecej edukacji zarowno wladz szkolnych jak i rodzicow.

· troyanka 
rok temu
Oceniono 23 razy 11  

Zaczyna sie w szkole, a konczy w pracy - mobbingiem. 
W srodowisku polonijnym tez zjawisko nieobce i nie nowe. Wystajesz ponad grupe, nie narzekasz od rana do nocy, odniosles jakis sukces na obczyznie - juz masz doklejona late i nagle wszystkim do ciebie nie po drodze. Jest w tym wszystkim wszak pewna prawidlowosc - "ksiazatka i ich swita" to glownie osoby z malych srodowisk wiejskich z niskim poczuciem wartosci, za to z rozbuchanym ego, co Pana Boga za nogi zlapaly bo wyrwaly sie "do swiata" ;) Ludziom wychowanym w duzych aglomeracjach, gdzie kazdy ma swoje zycie i jest mniej lub bardziej niezalezny od srodowiska, moga naskoczyc swoim fochem. Nie ta kolezanka to bedinna. I to je boli najbardziej :)
Pokaż odpowiedzi (1)

· geminix 
rok temu
Oceniono 19 razy 11  

"To się przyda, bo w pracy czy w małżeństwie nie cwaniactwo wygrywa, ale współczucie i odwaga."
W małżeństwie - pełna zgoda, w pracy - myli się pani głęboko.

· zaraz125 
rok temu
Oceniono 17 razy 9  

"Złota" rada , ale niestety tylko dla tych, których stać na "odpowiednie " wyposażenie do szkoły , gadżety no i żeby nie odstawały ubiorem od kolegów i koleżanek. Żal wszystkich pozostałych dzieci , które nie będą miały czym zaimponować.

A cała reszta tj. rodzice pozostałych aniołków i nauczyciele niech udają ,że nie mają żadnego wpływu na ich wredne wyczyny.

· bifka 
rok temu
Oceniono 5 razy 5  

Czytam sobie ten list i komentarze to niego i niepomiernie dziwi mnie naiwna wiara, że ci źli to zawsze są jakieś niewydarzone prymitywy, którzy kończą na kopaniu rowów, bo przecież nie mogą nic w życiu osiągnąć, bo są źli a sukces należy się tylko ofiarom. Moje życiowe obserwacje są zupełnie sprzeczne z tą tezą, przypuszczam ze większości ludzi również. Inteligentnych oprawców i agresorów nie brakuje i robią oni nawet zawrotne kariery. W dzisiejszym świecie wygrywa właśnie cwaniactwo i umiejętność rozepchania się łokciami, kariery robią właśnie ci, którzy umieją podporządkować sobie innych i bardzo w tym pomaga doświadczenie w byciu oprawcą wyniesione ze szkoły. Więc jeżeli ktoś przez całą edukację jest pomiatany, prześladowany i spychany na margines, to ma małe szanse na to, żeby sobie w życiu dobrze radzić w świecie agresji, przemocy i wyścigu szczurów. I w tym sensie zgadzam się komentarzem, który mówi o tym, że trzeba pracować nad dzieckiem, które taki syndrom ofiary przejawia, bo to one jest narażone na to, że sobie w życiu nie poradzi. Dlatego ucieczka to nie jest dobre rozwiązanie, bo jaka jest gwarancja, że w innej szkole będzie lepiej, czy dziś są w ogóle szkoły pozbawione agresji, nietolerancji i wyścigu na gadżety? Zresztą czy kiedykolwiek były? To taki sam mit, jak wiara w to, że kiedyś była lepsza młodzież, mądrzejsi politycy, uczciwsi ludzie ...

· realgniot 
rok temu
Oceniono 15 razy 5  

I znów polska szkołą. A co tam lekcje religii są ważniejsze, a że małe dzieci przeżywają koszmar, kogo to obchodzi.

· trianon333 
rok temu
Oceniono 4 razy 4  

Musze zmartwic autorke listu. W pracy i wlasciwie w ogole w zyciu (oprocz zwiazkow) tylko cwaniactwo wygrywa, wspolczucia i odwagi nalezy miec jak najmniej. Bolesna prawda, ale takie czasy.

· nrozsklov 
rok temu
Oceniono 6 razy 4  

W klasie siudmej szkoly podstawowej koledzy z klasy (prymus klasowy Karol i jego kolega Andrzej) obczernili mnie zarzutem, ze widzieli jak zyletka na przerwie przecialem pasek u tornistra szkolnego kolezanki. Wychowawczyni klasowa nie zwazala na to, ze tlumaczylem jej, ze klamia. Sluchala bardzo lubianego w klasie prymusa, bardzo dobrego ucznia z nienaganna ocena za zachowanie, ktory dodatkowo pokazal jej zyletke, jaka rzekomo mialem przeciac pasek. Zostalem przed cala klasa obczerniony i zmuszony do zwrotu pieniedzy za torbe, jakiej nie zniszczylem. Moi rodzice, ktorych wezwano do szkoly, najadli sie wstydu. Rok pozniej, jak juz sprawa ucichla w nocy z piatku na sobote policja schwytala Karola i Andrzeja, jak opuszczali w nocy z workami pelnymi narzedzi szkolny warsztat. Przygotowali wlamanie poprzednio manipulujac zamek przy oknie. Mimo, ze cala szkola byla w szoku po tym wydarzeniu, mojej sprawy nikt sobie nie przypomnial, mnie nikt nie zrehabilitowal i nie przeprosil.

· didja 
rok temu
Oceniono 2 razy 2  

Teoretycznie masz rację. Ale w praktyce teraz dzieciakowi nic nie można zrobić, nawet zwykła reprymenda to jest naruszenie jego praw i złamanie psychiki. Agresorzy są bezkarni, bo mają za sobą rodziców, którzy nie wyciągają konsekwencji, i prawo, które się nad każdym bandziorem cacka. Relegować ze szkoły nie wolno, bo ustawa, a szkoły bronią się przed takimi "przesuniętymi karnie" uczniami. A jeszcze jak się trafi dyrektor, który nie chce mieć problemów, to nauczyciel w ogóle nie powinien się wychylać, bo dziecku nie pomoże, a sam oberwie. I do kompletu dochodzi bierność niemałej części belfrów, w pewnym stopniu umotywowana strachem o posadę (masowe zwolnienia wciąż straszą) - czyli dokładnie to, co dzieje się w każdej pracy i na każdym osiedlu, jeśli chodzi o odwagę przeciwdziałania przemocy...
Pokaż odpowiedzi (1)

· oomerta 
rok temu
Oceniono 134 razy 2  

Cóż, znałem dziecko, które w każdej klasie, do której było przenoszone, stawało się obiektem kpin, żartów i prześladowań ze strony grupy, więc ucieczka niestety nie zawsze daje rezultat. Są dzieci ofiary i dzieci agresorzy, analogicznie jak w życiu dorosłym. Jeżeli twoje dziecko jest typem ofiary, to ty masz problem a nie rodzice dzieci agresorów, choć oni również, tyle że mniejszy. Bo twoje dziecko ofiara z dużym prawdopodobieństwem wyrośnie na dorosłego ofiarę, który w każdej życiowej sytuacji będzie zbierał baty. Dziecko agresor wyrośnie na lidera, człowieka sukcesu lub na bandytę - i tutaj pole do popisu dla rodziców aby jednak energię i ekspresję dziecka skierować na to pierwsze, nie pozwolić mu zbłądzić do jakichś ciemnych rewirów. Agresja i pozycjonowanie grupy na silniejszych i słabszych w szkole występowało zawsze i zawsze będzie występować - od tego nie ma ucieczki, to element socjalizacji i próba układania sobie stosunków z ludźmi na wzór dorosłych. Występuje w każdej grupie, tyle że w grupie dziecięcej szczególnie brutalnie i bezwzględnie, bo takie są dzieci - szczere i bezkompromisowe. Rodzic dziecka, które w grupie pozycjonowane jest jako ofiara, zamiast mieć pretensje do dzieci, ich rodziców i nauczycieli, powinien sam pracować nad swoim dzieckiem, aby zwalczyć w nim syndrom ofiary, bo to mu w życiu najbardziej pomoże. Oczywiście nie znaczy to, że ma się zgadzać, aby dziecko było bezkarnie atakowane - przeciwdziałać temu powinni nauczyciele i rodzice, ale efekty tego są zazwyczaj mizerne, dzieci po prostu lepiej się kryją, ale proceder trwa nadal. Dlatego najlepsze co możesz zrobić dla swojego dziecko, to wyrabiać w nim poczucie własnej wartości, kupić gadżety, których będą zazdrościć koledzy, dbać, aby nie odstawało ubiorem i wyposażeniem szkolnym od reszty klasy. Umoralniające rozmowy z rodzicami dzieci to strata czasu, nauczyciele zaś nie są w stanie ingerować w życie grupy na poziomie towarzyskim, na przerwie. Zamiast mieć pretensje - weź się do pracy nad swoim dzieckiem, bo i w pracy i w małżeństwie wygrywają silni a nie dający się deptać.

· ae-ode 
rok temu
Oceniono 3 razy 1  

Zabierz dziecko z tej szkoły. Wbrew pozorom jest wiele świetnych szkół i to publicznych, gdzie uczniowie się wspierają w różnicach widząc wartość, a nauczyciele potrafią pomóc w rozwiązaniu problemów. Oczywiście możesz zawalczyć, ale szkoda czasu, nerwów i przede wszystkim dziecka. Skoro szkoła nie reaguje, albo udaje, że nie ma problemu, to znaczy, że nauczycielom tak jest wygodniej. Wierz mi, gdyby chcieli zareagować i pomóc nie byłoby problemu. Zostaw agresorów z ich cudownymi belframi, niech się kopią miedzy sobą.

· ostry-krawat 
rok temu

Przemoc w szkole bedzie tak dlugo jak dlugo jest w niej religia.
Zwalamy wychowanie duchowe na Koscio i religie, a Kosciol sie do tego nie nadaje, nie ma kdry, zaplecza ani autorytetu. Dwie godziny tygodniowo, ktore mozna by przeznaczyc li tylko na zajecia integrujace grupe: sporty, kolka teatralne, wpolne robienie czegos tam. Przy okazji nauczyciel (odpowiednio do tego przeszkolony i posiadajacy odpowiedni instruktarz, moglby przekazywac pewne tresci informacje, konkretne wskazowki jak postepowac w przypadku trudnosci z realizacja zajec. Takie zajecia sa poligonem, na ktorym dzieci ucza sie wspolpracy, oczywiscie pod okiem pedagoga, ktory wie po co sa zajecia i jak je przeprowadzic.

Jesli nie chcemy kolejnych dziesiecioleci spedzic w kraju dzikich, zakuhanych pobratymcow, domagajmy sie nowoczesnej edukacji za nasze pieniadze.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz