... przemoc karmi się milczeniem i czasem zabija !
Głos matki prześladowanego dziecka: Mój syn jest niszczony
Anna
19.11.2012 , aktualizacja: 09.11.2012
List
W drugiej klasie podeszła do mnie nauczycielka i powiedziała: ''Proszę zabrać syna z tej szkoły, bo go tutaj zniszczą''
Po czterech latach wiem, co miała na myśli. Wystarczy, że przez pięć minut obserwuję dzieci na przerwie lub placu zabaw i wiem, które już ma problemy. Dlaczego pedagodzy i nauczyciele udają, że nic się nie dzieje?
Jedno z moich dzieci jest niszczone. Ktoś układa wierszyki na jego temat, ktoś komentuje ubranie, ktoś na świetlicy mówi: ''Nie chcemy się z tobą bawić'', ktoś przezywa. Jest lider w dokuczaniu (król) i grupa wokół (świta). A ja jestem mamą, która zastanawia się, jak interweniować, bo reagować trzeba zawsze! Czy rozmawiać z dziećmi, czy z rodzicami, czy z wychowawczynią...?
Reakcje rodziców są różne. Jeden mówi: ''Syn zaprzecza'', inny radzi synowi: ''Następnym razem jak cię wnerwi, to mu wlej''... Takie rozmowy pogłębiają konflikt. Dlatego apeluję do rodziców: jeżeli dowiadujecie się, że Wasz syn lub córka są agresorami, uwierzcie, że nikt sobie tego nie wymyśla, i rzetelnie rozwiążcie ten problem. Wasze dziecko tylko na tym zyska. Łat-wiej mu będzie budować relacje w przyszłości, a jeżeli przeprosi i zmieni swoje zachowanie, to będzie też wiedzieć, co to odwaga cywilna. To się przyda, bo w pracy czy w małżeństwie nie cwaniactwo wygrywa, ale współczucie i odwaga.
Jedno z moich dzieci jest niszczone. Ktoś układa wierszyki na jego temat, ktoś komentuje ubranie, ktoś na świetlicy mówi: ''Nie chcemy się z tobą bawić'', ktoś przezywa. Jest lider w dokuczaniu (król) i grupa wokół (świta). A ja jestem mamą, która zastanawia się, jak interweniować, bo reagować trzeba zawsze! Czy rozmawiać z dziećmi, czy z rodzicami, czy z wychowawczynią...?
KOMENTARZE:
Gdy moj brat byl kilkuletnim dzieckiem jeden chlopiec z podworka probowal zrobic z nim cos takiego namawiajac inne dzieci, zeby sie z nim nie bawily.
Brat wrocil do domu, rozplakal sie i opowiedzial wszystko mamie, a ta poslala go na podworko z torba pelna cukierkow, ktore dostaly wszystkie dzieci oprocz podburzacza.
Wiecej problemow nie bylo. Dzieci zle znosza wykluczenie, wiec ten chlopiec nigdy wiecej nie probowal takich rzeczy robic mimo, ze moj brat jest z racji noszenia okularow byl do roli ofiary predystynowany.
Co to za nauczyciel, który nie reaguje tylko radzi zabranie dziecka ze szkoły? Nauczyciel powinien być przede wszystkim pedagogiem, bo to nie sztuka umieć na pamięć kilka książek i uczyć tego do znudzenia. Ale w Polsce nie musi. Moje dziecko uczęszczało w USA 1 rok do szkoły - VI klasa. Bardzo się denerwował, że jeden z uczniów woła za nim fuc..n Polish. Nie chciał, żebym zgłosiła nauczycielce. Jednak w końcu zadzwoniłam, prosząc o dyskrecję. Syn wrócił szczęśliwy ze szkoły, bo kolega nagle się zmienił. Tak pozostało do końca roku. Niejednokrotnie odwiedzali się wzajemnie.
Jakiś jestem, kurdebalans, za głupi na te "Wysokie Obcasy". "Po czterech latach wiem, co miała na myśli. Wystarczy, że przez pięć minut obserwuję dzieci na przerwie lub placu zabaw i wiem, które już ma problemy". To z obserwacji obcego dziecka wie wszystko po pięciu minutach, a na obserwację własnego potrzebowała czterech lat?
I nie wciskajcie mi, że dziennikarka pisała list do swojej redakcji po pijaku, bo i tak nie uwierzę.
słowo klucz, to "kozioł ofiarny"
Poguglowalam chwilke małą i:
www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/koziol.html
www.mamazone.pl/artykuly/starsze-dziecko/uczen/rozwoj-i-wychowanie/2012/co-zrobic-by-dziecko-nie-stalo-sie-kozlem-ofiarnym.aspx
Co robić? Działać.
Mojemu dziecku się to przytrafiło w szkole społecznej, to była druga afera z bliźniakami. Pierwsze przesadziły w roli królewicza i królewny i odbyło się wmanipulowanie dziewczynki w ogólny ostracyzm. Pani stanęła za dziewczynką, nie pomogło, więc psycholog szkolny prowadził lekcje, żeby ocenić sytuację w grupie, a potem zwołano zebranie rodziców... Rodzice bliźniaków się obrazili śmiertelnie i zabrali je ze szkoły.
W związku z tym, jak z moim dzieckiem dziewczynki przestały rozmawiać publicznie, a cichaczem mówiły że dalej ją lubią, ale się boją ją lubić przy pewnej dziewczynce, która w porywie popularności postanowiła uzyskać i WŁADZĘ... zostałam sama z problemem, bo szkoła się też bała w trosce o czesne. Przekonałam rodziców mówiąc o tym, co my czujemy w tej sytuacji i nie oskarżając. Pomogli przerwać ostracyzm, a potem już pokierowałam dzieckiem tak, aby tamta dziewczynka dała sobie siana z rządem dusz. W jakimś momencie opowiedziałam córce jak działa ten mechanizm, a ona innym dzieciom i przez jakiś czas te dzieci wszędzie widziały nowe kozły ofiarne i natychmiast publicznie wspierały ostentacyjnie potencjalną ofiarę.
Opisuję ostre przypadki. To jest samonakręcający się mechanizm. Królewna, zaszczuwający ofiarę dwór, który królewny się boi i z czasem boi się coraz bardziej, bo wyłamanie się może oznaczać zostanie nowym kozłem i da capo. Trza ich powywalać z ról.
Jak z moją znajomą małą Amerykanką przestały nagle rozmawiać dzieci w klasie, to natychmiast poszła do dyrektora, powiedziała że tego nie rozumie i to boli. Dyrektor wezwał dzieciaki kolejno na rozmowę i w kilka godzin było po sprawie. TAK powinno być..
Są jeszcze tzw. klasowe ofermy, dyżurni nieudacznicy. Im trzeba podfutrować poczucie własnej wartości. Tyle z pewnością wychowawca może zrobić - pochwalić przy innych dzieciach. W klasie młodej męskie ofermy to byli chłopcy źle grający w piłkę i proponowałam lekcje wychowawcze o pasjach innych chłopców - jeden ofiara umiał robić pyszne sushi, drugi był komputerowcem - bardzo fajne chłopaki. Trza było to innym dzieciom dać zauważyć...
Powodzenia!
W Polsce szkoła nie wychowuje młodych ludzi, nie wynoszą oni ze szkoły zasad, jakie powinny cechować człowieka, jako jednostki żyjącej w społeczeństwie, a więc nie uczy zasad tolerancji, koleżeństwa, współpracy itd, tych wszystkich cech, które są potrzebne, żeby dobrze funkcjonować w społeczeństwie i żeby społeczeństwo stanowiło dobrze funkcjonujący mechanizm. Dlatego Polacy czują się we własnym gronie źle, bo co chwila natykają się na zachowania wrogie, agresywne, niegrzeczne, egoistyczne. Ludzie mają świadomośc wypełnioną treściami wrogimi w stosunku do sąsiadów, współpasażerów, i wszystkich drugich winnych im nie wiadomo czego, bo szkoła gromadząc grupy młodzieży nie wychowuje tej młodzieży do bycia w tej grupie. Zachowania wrogie w stosunku do drugich, a w szczególności obśmiewanie, grożenie, już nie mówiąc o przemocy fizycznej powinny być napiętnowane i karane. Ale Polska szkoła ma za zadanie tylko jedno, goniąc w piętkę wykonać narzucony jej program nauki, reszta nie ma znaczenia, a raczej jest przedmiotem nie szkolnego wychowania tylko nauczycielskiego narzekania. Uczniowie mogą wchodzić nauczycielom na głowę, ale to nie jest ważne dla szkoły, najważniejsze jest przepchnąć ucznia i rozliczyć się ze średniej ocen. My nadal w swojej szkolnej mentalności tkwimy w tępym, scentralizowanym komunizmie. Za grosz refleksji i za grosz inicjatywy, żeby pokazać tym młodym ludziom właściwą drogę, uczyć ich nie na XIX w. literaturze, ale na przykładach z życia, otoczenia, korygować ich błędy. No ale przecież skądś się to bierze, przecież sami tak zostaliśmy wychowani, jedni nauczyli się zastraszać, drudzy chować głowę w piasek i dlatego jesteśmy takim beznadziejnym społeczeństwem. Przepraszam za tą smutną refleksję i pozdrawiam z Anglii.
zastraszanie i przesladowanie stalo sie epidemia w szkolach niezaleznie od wieku i dosc czeso prowadzi do samobojstw tych ktorzy sa przesladowani nie tylko w Polsce zreszta do samobojstw prowadza przesladowania w interneci i tu potrzeba wiecej edukacji zarowno wladz szkolnych jak i rodzicow.
Zaczyna sie w szkole, a konczy w pracy - mobbingiem.
W srodowisku polonijnym tez zjawisko nieobce i nie nowe. Wystajesz ponad grupe, nie narzekasz od rana do nocy, odniosles jakis sukces na obczyznie - juz masz doklejona late i nagle wszystkim do ciebie nie po drodze. Jest w tym wszystkim wszak pewna prawidlowosc - "ksiazatka i ich swita" to glownie osoby z malych srodowisk wiejskich z niskim poczuciem wartosci, za to z rozbuchanym ego, co Pana Boga za nogi zlapaly bo wyrwaly sie "do swiata" ;) Ludziom wychowanym w duzych aglomeracjach, gdzie kazdy ma swoje zycie i jest mniej lub bardziej niezalezny od srodowiska, moga naskoczyc swoim fochem. Nie ta kolezanka to bedinna. I to je boli najbardziej :)
"Złota" rada , ale niestety tylko dla tych, których stać na "odpowiednie " wyposażenie do szkoły , gadżety no i żeby nie odstawały ubiorem od kolegów i koleżanek. Żal wszystkich pozostałych dzieci , które nie będą miały czym zaimponować.
A cała reszta tj. rodzice pozostałych aniołków i nauczyciele niech udają ,że nie mają żadnego wpływu na ich wredne wyczyny.
Czytam sobie ten list i komentarze to niego i niepomiernie dziwi mnie naiwna wiara, że ci źli to zawsze są jakieś niewydarzone prymitywy, którzy kończą na kopaniu rowów, bo przecież nie mogą nic w życiu osiągnąć, bo są źli a sukces należy się tylko ofiarom. Moje życiowe obserwacje są zupełnie sprzeczne z tą tezą, przypuszczam ze większości ludzi również. Inteligentnych oprawców i agresorów nie brakuje i robią oni nawet zawrotne kariery. W dzisiejszym świecie wygrywa właśnie cwaniactwo i umiejętność rozepchania się łokciami, kariery robią właśnie ci, którzy umieją podporządkować sobie innych i bardzo w tym pomaga doświadczenie w byciu oprawcą wyniesione ze szkoły. Więc jeżeli ktoś przez całą edukację jest pomiatany, prześladowany i spychany na margines, to ma małe szanse na to, żeby sobie w życiu dobrze radzić w świecie agresji, przemocy i wyścigu szczurów. I w tym sensie zgadzam się komentarzem, który mówi o tym, że trzeba pracować nad dzieckiem, które taki syndrom ofiary przejawia, bo to one jest narażone na to, że sobie w życiu nie poradzi. Dlatego ucieczka to nie jest dobre rozwiązanie, bo jaka jest gwarancja, że w innej szkole będzie lepiej, czy dziś są w ogóle szkoły pozbawione agresji, nietolerancji i wyścigu na gadżety? Zresztą czy kiedykolwiek były? To taki sam mit, jak wiara w to, że kiedyś była lepsza młodzież, mądrzejsi politycy, uczciwsi ludzie ...
W klasie siudmej szkoly podstawowej koledzy z klasy (prymus klasowy Karol i jego kolega Andrzej) obczernili mnie zarzutem, ze widzieli jak zyletka na przerwie przecialem pasek u tornistra szkolnego kolezanki. Wychowawczyni klasowa nie zwazala na to, ze tlumaczylem jej, ze klamia. Sluchala bardzo lubianego w klasie prymusa, bardzo dobrego ucznia z nienaganna ocena za zachowanie, ktory dodatkowo pokazal jej zyletke, jaka rzekomo mialem przeciac pasek. Zostalem przed cala klasa obczerniony i zmuszony do zwrotu pieniedzy za torbe, jakiej nie zniszczylem. Moi rodzice, ktorych wezwano do szkoly, najadli sie wstydu. Rok pozniej, jak juz sprawa ucichla w nocy z piatku na sobote policja schwytala Karola i Andrzeja, jak opuszczali w nocy z workami pelnymi narzedzi szkolny warsztat. Przygotowali wlamanie poprzednio manipulujac zamek przy oknie. Mimo, ze cala szkola byla w szoku po tym wydarzeniu, mojej sprawy nikt sobie nie przypomnial, mnie nikt nie zrehabilitowal i nie przeprosil.
Teoretycznie masz rację. Ale w praktyce teraz dzieciakowi nic nie można zrobić, nawet zwykła reprymenda to jest naruszenie jego praw i złamanie psychiki. Agresorzy są bezkarni, bo mają za sobą rodziców, którzy nie wyciągają konsekwencji, i prawo, które się nad każdym bandziorem cacka. Relegować ze szkoły nie wolno, bo ustawa, a szkoły bronią się przed takimi "przesuniętymi karnie" uczniami. A jeszcze jak się trafi dyrektor, który nie chce mieć problemów, to nauczyciel w ogóle nie powinien się wychylać, bo dziecku nie pomoże, a sam oberwie. I do kompletu dochodzi bierność niemałej części belfrów, w pewnym stopniu umotywowana strachem o posadę (masowe zwolnienia wciąż straszą) - czyli dokładnie to, co dzieje się w każdej pracy i na każdym osiedlu, jeśli chodzi o odwagę przeciwdziałania przemocy...
Cóż, znałem dziecko, które w każdej klasie, do której było przenoszone, stawało się obiektem kpin, żartów i prześladowań ze strony grupy, więc ucieczka niestety nie zawsze daje rezultat. Są dzieci ofiary i dzieci agresorzy, analogicznie jak w życiu dorosłym. Jeżeli twoje dziecko jest typem ofiary, to ty masz problem a nie rodzice dzieci agresorów, choć oni również, tyle że mniejszy. Bo twoje dziecko ofiara z dużym prawdopodobieństwem wyrośnie na dorosłego ofiarę, który w każdej życiowej sytuacji będzie zbierał baty. Dziecko agresor wyrośnie na lidera, człowieka sukcesu lub na bandytę - i tutaj pole do popisu dla rodziców aby jednak energię i ekspresję dziecka skierować na to pierwsze, nie pozwolić mu zbłądzić do jakichś ciemnych rewirów. Agresja i pozycjonowanie grupy na silniejszych i słabszych w szkole występowało zawsze i zawsze będzie występować - od tego nie ma ucieczki, to element socjalizacji i próba układania sobie stosunków z ludźmi na wzór dorosłych. Występuje w każdej grupie, tyle że w grupie dziecięcej szczególnie brutalnie i bezwzględnie, bo takie są dzieci - szczere i bezkompromisowe. Rodzic dziecka, które w grupie pozycjonowane jest jako ofiara, zamiast mieć pretensje do dzieci, ich rodziców i nauczycieli, powinien sam pracować nad swoim dzieckiem, aby zwalczyć w nim syndrom ofiary, bo to mu w życiu najbardziej pomoże. Oczywiście nie znaczy to, że ma się zgadzać, aby dziecko było bezkarnie atakowane - przeciwdziałać temu powinni nauczyciele i rodzice, ale efekty tego są zazwyczaj mizerne, dzieci po prostu lepiej się kryją, ale proceder trwa nadal. Dlatego najlepsze co możesz zrobić dla swojego dziecko, to wyrabiać w nim poczucie własnej wartości, kupić gadżety, których będą zazdrościć koledzy, dbać, aby nie odstawało ubiorem i wyposażeniem szkolnym od reszty klasy. Umoralniające rozmowy z rodzicami dzieci to strata czasu, nauczyciele zaś nie są w stanie ingerować w życie grupy na poziomie towarzyskim, na przerwie. Zamiast mieć pretensje - weź się do pracy nad swoim dzieckiem, bo i w pracy i w małżeństwie wygrywają silni a nie dający się deptać.
Zabierz dziecko z tej szkoły. Wbrew pozorom jest wiele świetnych szkół i to publicznych, gdzie uczniowie się wspierają w różnicach widząc wartość, a nauczyciele potrafią pomóc w rozwiązaniu problemów. Oczywiście możesz zawalczyć, ale szkoda czasu, nerwów i przede wszystkim dziecka. Skoro szkoła nie reaguje, albo udaje, że nie ma problemu, to znaczy, że nauczycielom tak jest wygodniej. Wierz mi, gdyby chcieli zareagować i pomóc nie byłoby problemu. Zostaw agresorów z ich cudownymi belframi, niech się kopią miedzy sobą.
komentuję regularnie na ostry-krawat.blog.pl, np we wpisie:
12.10.30. Agresja i przemoc u kilkulatków – czyli czy od razu walić pięścią w papę? Ich, czy ich rodziców?
lub:
12.10.31. Własne dzieci jednak chyba trzeba pilnować – czyli czy profesor Mikołejko i ja jesteśmy odpowiedzialni za krocze pani Szyłły?
Przemoc w szkole bedzie tak dlugo jak dlugo jest w niej religia.
Zwalamy wychowanie duchowe na Koscio i religie, a Kosciol sie do tego nie nadaje, nie ma kdry, zaplecza ani autorytetu. Dwie godziny tygodniowo, ktore mozna by przeznaczyc li tylko na zajecia integrujace grupe: sporty, kolka teatralne, wpolne robienie czegos tam. Przy okazji nauczyciel (odpowiednio do tego przeszkolony i posiadajacy odpowiedni instruktarz, moglby przekazywac pewne tresci informacje, konkretne wskazowki jak postepowac w przypadku trudnosci z realizacja zajec. Takie zajecia sa poligonem, na ktorym dzieci ucza sie wspolpracy, oczywiscie pod okiem pedagoga, ktory wie po co sa zajecia i jak je przeprowadzic.
Jesli nie chcemy kolejnych dziesiecioleci spedzic w kraju dzikich, zakuhanych pobratymcow, domagajmy sie nowoczesnej edukacji za nasze pieniadze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz